...

...

piątek, 15 stycznia 2016

Noto.


Miał baron fantazję! Zakładam bowiem, że wyrazem fantazji a nie megalomanii było wybudowanie pałacu liczącego 90 pokoi dla czterech osób? To ten sam pałac, obok którego nikt z odwiedzających Noto nie przechodzi obojętnie, wszyscy zadzierają głowę, by lepiej się przyjrzeć wymyślnym zdobieniom balkonów.
Giacomo Nicolaci, bo o nim tu mowa, był człowiekiem niezwykle mądrym, biegłym w matematyce i astronomii, a przy tym na tyle bogatym, by tytuł arystokraty móc sobie kupić. Rodzina Nicolaci miała monopol na handel tuńczykiem i tak majątek zbiła. Duże pieniądze w rękach inteligentnego człowieka mogą się równać dziełu sztuki, w tym konkretnym przypadku, architektury.
Wyobraźnia podsuwała mi, przyznam się, znacznie ciekawsze, bogatsze obrazy tego, co pałac w środku kryje; zwiedzającym udostępnia się niewiele, ale na chętnych, by przez chwilę poczuć się jak potomek wielkiego rodu i w pałacu zamieszkać, czeka oferta dużo ładniejszych "salonów". Obawiam się, że mnie jednak na to nie stać, chociaż do grona "chętnych" mogę i siebie zaliczyć.
"Seven Rooms Villadorata", jedyne 270 euro za noc w luksusie, do wyboru 7 atrakcyjnych apartamentów; właśnie sprawdziłam dostępność w czasie majowej Infioraty, coś się jeszcze uchowało...

Pokój "Austro"w "Seven Rooms Villadorata", źródło:mappir.com









Infiorata di Noto

Po majowym święcie zostały na Via Nicolaci ślady kredy, którą wyznaczono kontury obrazów malowanych płatkami kwiatów. Znów się nie udało zobaczyć tego na własne oczy, no ale przecież wcale nie planowaliśmy rewizyty w Noto. Zresztą jest to jedno z tych na Sycylii wydarzeń, które ściąga tu ludzi z całego świata, więc jest tu i tłoczniej niż zwykle, i drożej. Ach, może kiedyś...
Święto kwiatów ma już 35-letnią tradycję i odbywa się zawsze w trzeci weekend maja.
W piątek można podejrzeć jak artyści pracują nad swoją częścią "dywanu", kreując przy użyciu płatków kwiatów, samych kwiatów i ziemi, własną wizję poddanego tematu, kolejne dwa dni to czas na podziwianie efektu a w poniedziałek miejscowe dzieci wkraczają na kwiatową scenę i ów efekt rujnują, taki to zwyczaj.
W minionym roku tematem była Catalunya, Salvador Dali wciąż spoglądał na nas z porozwieszanych tu i tam żółtych plakatów. W 2014 "malowano" Rosję, a rok wcześniej Japonię.
Spello w Umbrii i Genzano di Roma w Lacjum to te miejsca we Włoszech, które także święto kwiatów kultywują, i to znacznie dłużej! W Genzano od roku 1778, w Spello od 1831. Może mnie Genzano zainspiruje do powrotu w okolice Rzymu?! Zresztą, czy ja potrzebuję inspiracji, by Wieczne Miasto znów zobaczyć? No, nie!
Zdjęcia niestety "pożyczam", zwijając się z zazdrości...

Genzano


jovinacooksitalian.com

ilcaffe.tv
traveler.com

comune.genzanodiroma.roma.it

 

"spallamento" czyli dzieci w akcji, w Genzano, commons.wikimedia.org

Spello

clickinumbria.com
frugalfrolicker.com
avinews.it
youtube.com


A to już Noto

massimovillas.com

jovinacooksitalian.com

notizie.comuni-italiani.it
infioritalia.com

notizie.comuni-italiani.it

notizie.comuni-italiani.it

notizie.comuni-italiani.it
eventioggi.net
tłumne "spallamento" w Genzano, Via Nicolaci  w Noto nie oferuje takich możliwości..., italyamonews.com

Tłum o tyle może być w czasie święta kwiatów uciążliwy, że zasłoni cały widok, poza tym lubię jak się trochę ludzi jednak po mieście kręci, z czego zdałam sobie sprawę, gdy zostaliśmy nagle "sami" podczas sjesty. Na ulicach ani żywego ducha, wszystko zastyga w bezruchu, pozamykane sklepy, restauracje, kafejki a człowiek wpadł tu tylko na chwilę, i nie może schronić się przed tą ciszą, bo nie przed słońcem, które uwielbia, w przyjemnym pokoiku. Nie lubię sjesty a nie lubię BARDZO sjesty niedzielnej, niedziela z umownym przymusem "nicnierobienia" mogłaby dla mnie nie istnieć.
Zwłaszcza takie małe miasteczka, które z prawdziwą przyjemnością na Sycylii odwiedzam, sjestę celebrują i jeśli ktoś trafi do nich w tym właśnie czasie, może się lekko zaniepokoić, dokąd to trafił, i po co.

Przed sjestą







 

 


i w trakcie











Po sjeście życie budzi się na nowo, cisza przeradza się w radosny gwar, słońce już tak nie pali, można pospacerować...
By pozbyć się uczucia głodu, mglistego jeszcze ale już błąkającego się gdzieś w świadomości, udaliśmy się do restauracji poleconej nam przez signorę Silvanę, do Trattorii Fontana d'Ercole, tuż obok Teatro Comunale Vittorio Emanuele. W niedzielę sycylijskie rodziny zasiadają przy wspólnym stole, oddając się w ręce znajomych restauratorów. Tak to wyglądało przynajmniej. Nie, że jakaś okazja specjalna, ot, zwyczajny obiad, a może nie zwyczajny, bo w moim pojęciu zjeść to wszystko, co się tu w ten główny posiłek dnia wlicza, normalne nie jest. Miałam dość po sałatce, a tu jeszcze danie główne, karafka wina, deser z kawą, nie wspominając o przystawkach. Uśmiechnął się ze zrozumieniem właściciel restauracji widząc moją minę, gdy postawił przede mną olbrzymi talerz "makaronu". Nie podołałam, za to M. wyszedł bardzo kontent!
Wielopokoleniowa rodzina ucztowała przy olbrzymim, zastawionym stole; dwaj siedzący obok siebie seniorzy rodu, odziani w garnitury, które ich zupełnie nie uwierały, uśmiechnięci i zadowoleni, obserwowali otwarcie przechodzące to w tę, to we w tę  kobiety. Najmłodszy w rodzinie wcale nie wydawał się być znudzony. Podglądałam ich ukradkiem, przyznaję, wesołych, głośnych, mających sobie wiele do powiedzenia, co niedzielę. Tak to sobie przynajmniej wyobrażałam a  signora Silvana pokazując mi później zdjęcia z rodzinno - przyjacielskiego zjazdu, w plenerze co prawda a nie w restauracji, potwierdziła te moje wyobrażenia o sycylijskich zwyczajach.

"Moja" "pasta"... ,źródło invaldinoto.com


...i białe wino..., źródło: invaldinoto.com
 Ociężali ale i zadowoleni odpoczęliśmy na zacienionej ławce, później znów obeszliśmy miasto wszerz i wzdłuż, zastanawiając się dlaczego im większy postęp cywilizacji, tym brzydsze budynki ludzie sobie stawiali... Gdzie się podziało to poczucie piękna, fantazja, które dawnym budowniczym towarzyszyły? Co za kontrast między starym i nowym! Tak, historia Sycylii wiele tłumaczy, niemniej... szkoda...
Mieliśmy czas i na tę nieładną, schowaną nieco część miasta. Spacer przerwaliśmy dla kawy i lodów, urozmaiciliśmy wizytą we wspomnianym już pałacu i winotece, czas płynął leniwie ale nieubłaganie, tego dnia jeszcze mieliśmy się ze słoneczną Sycylią pożegnać. Umówiliśmy się z signorą Silvaną przy Porta Reale, skąd pojechaliśmy do Modiki a potem na malutkie lotnisko w Comiso.































Noto koniecznie! Dla atmosfery małego, pięknego miasteczka gdzieś wśród zielonych gajów na słonecznym południu Sycylii. Można zobaczyć je raz, można i dwa razy jak widać, bez poczucia straty czasu!
Jeśli tylko mogłabym urlop zaplanować zgodnie z programem imprez kulturalnych Noto, byłby to maj i Infiorata, w tym roku 12 - 15, ale raczej nic z tego nie wyjdzie, coś innego chodzi mi już po głowie...